Inflacja, deflacja i stopa procentowa

Zeszły tydzień zdominowała w Polsce informacja o kolejnej obniżce stóp procentowych, co można potraktować jako wydarzenie bez precedensu. Stopa referencyjna wynosi obecnie 1,5% i jest to wyraźnie mniej niż w np. innych bardziej rozwiniętych gospodarkach (np. w Australii czy Nowej Zelandii). Trudno jednak napisać, że było to zaskoczeniem, bo w Europie, która kiepsko sobie radzji na tle chociażby Stanów Zjednoczonych, stopy procentowe oscylują w granicach 0%. Wszystko po to aby pobudzić gospodarkę, a aby to osiągnąć większość banków centralnych walczy o wyższą inflację, panicznie bojąc się deflacji, a właśnie z deflacją mamy do czynienia w obecnie w Polsce.
TL;DR: Umiarkowana inflacja jest nieodzownym elementem wzrostu PKB
Swoją drogą inflacja (deflacja to ujemna inflacja) to bardzo ciekawy i złożony temat, który od lat jest obiektem debat ekonomistów i co chyba jeszcze ważniejsze, do tej pory nie udało się tak naprawdę ustalić czy inflacja jest korzystna czy nie. Z punktu widzenia konsumenta najlepsza jest deflacja, bo kto z nas by nie chciał, aby ceny spadały i aby co tydzień płacić np. mniej za paliwo czy za produkty spożywcze. Problem tylko w tym, jak wydajemy mniej, to mniej zarabiają przedsiębiorcy i wytwórcy, a jak oni zarabiają mniej, to odbija się to na pensjach ich pracowników, a to sprawia, że konsumenci mają mniej pieniędzy do wydania i kółko się zamyka. Jest to tzw. spirala deflacyjna, która szczególnie dała się we znaki w czasie kryzysu w latach 30-tych w Stanach Zjednoczonych, i której za wszelką cenę chcą obecnie uniknąć inne kraje "drukując" masowo gotówkę i obniżając stopy procentowe.

Deflacja jest zatem często zgubna dla biznesu, ale też dla rządów, bo oznacza mniejsze wydatki konsumentów = mniejsze wpływy z podatku VAT (a to największa część dochodów budżetu). Inflacja jest z punktu widzenia rządu jest korzystniejsza, bo tak naprawdę zwiększa obciążania podatkowe obywateli, jeśli wszystko drożeje to płacimy wyższy VAT i nawet jeśli w efekcie dostaniemy też podwyżkę pensji, to może to oznaczać, że wpadniemy w wyższy próg podatkowy i zapłacimy wyższy podatek dochodowy (poziomy progów podatkowych są stałe, podobnie jak np. ostatnio sławna kwota wolna od podatku). Inflacja nie może być jednak zbyt wysoka, bo to wiąże się z jeszcze większymi problemami, których w Polsce mogliśmy doświadczyć nie tak dawno temu, bo ledwie 25 lat temu.

Wychodzi więc na to, że najlepsza dla gospodarki jest umiarkowana inflacja. Większość banków centralnych celuje w inflację w okolicach 2% (cel NBP to 2.5% z możliwym odchyleniem o 1 pp. w każdą stronę). Jako, że na koniec grudnia mieliśmy deflację na poziomie -1%, to NBP musiało zadziałać radykalnie, bo po pierwsze stopy procentowe wpływają na inflację z kilkumiesięcznym opóźnieniem, a po drugie według najnowszych prognoz, z deflacją będziemy zmagać się przez cały 2015 rok, a poprzedni raport przewidywał wzrost inflacji nawet do 1.7%. Obniżenie stóp procentowych to konwencjonalna walka z deflacją, ale w rozwiniętych gospodarkach to już nie wystarcza, stąd inne banki centralne "drukują pieniądze".

To całe "drukowanie" to też ciekawy temat, bo wcale nie chodzi o to, że banki centralne rozdają gotówkę. Programy "luzowania ilościowego", które niedawno zakończył amerykański Fed, w poniedziałek rozpocznie Europejski Bank Centralny, a od jakiegoś czasu prowadzą np. Bank Japonii czy Bank Anglii, mają na celu skup obligacji emitowanych głównie przez państwa. Jeśli zainteresowanie obligacjami jest duże, to automatycznie spada ich rentowność i państwo może pożyczyć pieniądze taniej. Jeśli spada rentowność, to część inwestorów może stwierdzić, że nie opłaca się kupować obligacji, które dadzą zwrot 0,5%, a lepiej te pieniądze zainwestować albo w rozwój swojego biznesu albo w bardziej ryzykowne aktywa. Tak w teorii powinien być nakręcany wzrost gospodarczy.

Rentowność polskich 10-letnich obligacji skarbowych
W praktyce nie jest to jednak takie proste, bo uwzględnić trzeba nieskończoną liczbę czynników i tak naprawdę nikt nie daje gwarancji, że wszystkie programy luzowania ilościowego są w stanie zapewnić zrównoważony wzrost gospodarczy przez dłuższy czas. Część ekonomistów uważa, że to odsuwa tylko krach w czasie i dodatkowo go potęguje, tworząc tzw. bańkę. Czy faktycznie okaże się to prawdą, przekonamy się za kilka lat, póki co, w USA strategia luzowania ilościowego się sprawdziła i potwierdza to nie tylko hossa, ale też wzrost PKB, spadek bezrobocia i mozolny wzrost wynagrodzeń. Europa liczy na to samo, stąd ostatnie wzrosty chociażby na europejskich parkietach.

Wróćmy jednak do Polski i do kluczowego pytania w kontekście tego wpisu, czyli czy umiarkowana inflacja jest korzystna dla gospodarki? Zebrałem trochę danych z ostatnich 15 lat i sporządziłem kilka wykresów, które może nie udzielą wam jednoznacznej odpowiedzi, ale zwracają uwagę na pewne prawidłowości. Zacznijmy od kwestii, która nasuwa się sama, jak inflacja ma się do wzrostu PKB?



Zmiany inflacji uwzględnione są miesięcznie (wzrost cen w porównaniu do analogicznego miesiąca roku poprzedniego), a zmiany PKB kwartalnie stąd zielony wykres jest nieco bardziej wypłaszczony. To co jednak rzuca się w oczy, to fakt, że zachowanie PKB wpływa mocno na inflację, czyli gdy zaczyna spadać PKB, automatycznie spada inflacja, a gdy PKB rośnie, presja inflacyjne pojawia się już po kilku miesiącach. Jest to dosyć logiczne, bo wzrost PKB oznacza zazwyczaj wzrost płac, a to oznacza większe wydatki konsumentów. Ta prawidłowość nie ujawnia się jednak póki co najnowszym okresie, gdzie w 2013 roku PKB wyraźnie się odbiło, a inflacja nadal mocno spada i przeradza się w deflację. Z jednej strony odpowiadać może za to spadająca cena ropy naftowej, ale nie jest to jedyny czynnik. Jeśli jednak wzrost PKB się utrzyma to i inflacja powinna za nim podążyć, tak jak w poprzednich cyklach, być może trzeba do tego tylko większej zachęty, stąd kolejna obniżka stóp.


Pisałem już wcześniej, że wpływ stopy procentowej na inflację jest opóźniony, RPP obniża stopę w reakcji na spadek inflacji i podnosi, gdy inflacja zaczyna za mocno rosnąć. Wykres pokazuje też, że ta zeszłotygodniowa obniżka referencyjnej stopy jest nieco spóźniona i mogłaby mieć miejsce kilka miesięcy wcześniej, a już na pewno nie jest zaskoczeniem. Pozostaje zatem odpowiedź na pytanie, dlaczego spadające stopy procentowe powodują wzrost inflacji?


Logicznym wytłumaczeniem jest fakt, że jeśli oprocentowanie na lokatach spada, to zamiast trzymać pieniądze w bankach na niskooprocentowanych depozytach, wolimy wydać je albo na konsumpcję, która napędza wzrost PKB, albo zainwestować w bardziej ryzykowne aktywa, która dają wyższą stopę zwrotu czyli akcje albo fundusze akcji. Widać to bardzo dobrze po poziomie depozytów w latach 2002-2007, kiedy to mieliśmy hossę na GPW i praktycznie zatrzymany wzrost depozytów gospodarstw domowych na rachunkach bankowych, co widać też na wykresie poniżej, gdzie zestawiłem indeks WIG z depozytami. Widać, też jak w trakcie bessy w 2008 i 2009 roku oszczędności zaczęły dynamicznie rosnąć i pomimo późniejszego spowolnienia tej tendencji, nadal rosną, a nasza giełda jest poniżej szczytów z 2007 roku.


Na koniec jeszcze jeden wykres, czyli WIG w porównaniu do zmiany PKB, tutaj korelacja jest bardzo dobrze widoczna, giełda wyprzedza PKB i dobrze odwzorowuje jego zmiany w przyszłości.


Jakie zatem mamy wnioski? Inflacja nie przeszkadza w wzroście PKB (czyli wzroście gospodarczym), ale jest z nim wyraźnie powiązana. Na inflację ma wpływ stopa procentowa, mobilizując konsumentów i przedsiębiorców do większych wydatków i inwestycji. Nie bez znaczenia jest fakt, że niższa stopa procentowa to również niższe raty kredytów, czyli np. kredytów mieszkaniowych, których wartość przekracza już 350 mld PLN, a to także pozwala wydawać więcej.

Wiele wskazuje zatem na to, że nadchodzące lata będą dla Polski bardzo dobre, inflacja na niskich poziomach, niskie stopy procentowe (które powinny być utrzymane nawet do końca 2016 roku, jeśli nie będzie żadnych drastycznych wydarzeń na rynkach finansowych) i podobne perspektywy w Europie, której EBC wreszcie zacznie mocniej pomagać to główne czynniki przemawiające za wzrostem PKB w Polsce i być może jakaś szansa na zakończenie marazmu na GPW, do czego sygnał dały ostatnio małe i średnie spółki.

Jak zwykle liczę na wasze komentarze i ewentualne pytania, bo wiele poruszonych we wpisie kwestii jest tylko liźnięta i można by o nich napisać kilkusetstronicową książkę ;-).
Udostępnij

RO

  • Image
  • Image
  • Image
  • Image
  • Image
    Komentarze
    Komentarze na Facebooku