Taki mamy klimat, że złotówka słabnie

Domyślam się, że większość z was ma już dość trąbienia o franku, który bryluje w mediach, po tym jak premier Kopacz dała górnikom to czego chcieli i jeszcze ogłosiła to sukcesem. Obiecuje, że w tym wpisie za wiele na temat franka nie będzie, a skupimy się bardziej na naszej walucie, która wyraźnie przeżywa ciężkie chwile. Najpierw spójrzcie na wykres:


Ostatnie 5 miesięcy i kursy CHFPLN, EURPLN i USDPLN. Wystrzał franka, który do tej pory podążał jak cień za kursem Euro jest widoczny wyraźnie. Ale w międzyczasie, troszkę w cieniu, rósł kurs USDPLN. Dolar zyskuje w stosunku do złotego od lipca 2014 roku i obecnie jest to już ponad 20%, czyli niewiele mniej niż frank. Nikt jakoś z tego powodu nie sieje paniki i nie chce pomagać tym, którzy wzięli kredyty w USD, z prostej przyczyny, nie ma ich wielu... Nie będę jednak roztrząsał dalej tego tematu, bo niestety wbrew temu co pisałem ostatnio, prawdopodobnie niedługo dołożę się, tak samo jak reszta podatników, do ratowania frankowych kredytobiorców.


Jak mówi o tym opozycja, to nie ma się czego bać, ale jak wicepremier i minister gospodarki obiecuje, że nie zostawi frankowych kredytobiorców na lodzie, to sprawa jest chyba praktycznie przesądzona. Co ciekawe, rząd Chorwacji już zareagował i zamierza zamrozić kurs franka na 1 rok, na poziomie sprzed "czarnego czwartku" i stratami z tym związanymi obciąży swój sektor bankowy. Tam jednak problem jest mniejszy, kredyty we frankach warte są 3,5 mld euro, w Polsce problem jest 10 razy większy i sektor bankowy na pewno tych 30 mld PLN nie udźwignie (to kwota o jaką wzrosła wartość kredytów frankowych po czwartkowym uwolnieniu kursu przez SNB). Podobno nawet nasze Ministerstwo Finansów już się kontaktuje z węgierskim odpowiednikiem, aby dowiedzieć się jak oni przeprowadzili praktyczną likwidację kredytów w walutach obcych. Frankowcy, powiadam wam, macie się z czego cieszyć, bo ktoś wam pomoże, jak widać hazard popłaca ;-).

Ale kończę już z tym sarkazmem, bo miało być o czymś innym, a mianowicie zaskakującej słabości złotówki. Kursy walut to rozległy temat, trudno prognozować zarówno krótkoterminowe jak i długoterminowe ruchy, bo przecież nie da się przewidzieć wszystkiego (patrz akcja SNB). Są jednak pewne prawidła rynkowe, które w długim terminie mają wpływ na wycenę waluty. Mowa tu przede wszystkim o stopach procentowych. Co do zasady, im wyższą stopa procentowa, czyli zwrot z lokowania środków w danej walucie, tym wyżej jest ona wyceniana przez rynek. Oczywiście wszelkie zawirowania gospodarcze targają kursem w jedną lub w drugą stronę, ale to właśnie oczekiwania względem poziomu stóp w danym kraju determinują w dużym stopniu poziom kursu.

Gospodarka USA jest obecnie na całkowicie innym etapie koniunktury niż Europa, tam kryzys w zasadzie został zażegnany, giełda rośnie, bezrobocie spada, są inwestycje, więc rynek ocenia, że za kilka miesięcy Fed zacznie podnosić stopy procentowe aby w gospodarce nie doszło do przegrzania i powstania kolejnej bańki. Europa, w tym także Polska, ma problem ze wzrostem PKB, jest on bardzo rachityczny i nie widać perspektyw na poprawę (dzisiaj np. EBOiR obniżył prognozę wzrostu PKB w Polsce z 3,3 do 3% w 2015 roku). Analitycy oczekują, że w Polsce będzie jeszcze przynajmniej jedna obniżka stóp procentowych, co automatycznie osłabia naszą walutę. W Europie nie ma już co obniżać, bo trzeba by wprowadzać ujemne stopy jak w Szwajcarii, więc aby pobudzić gospodarkę, EBC chce drukować euro, które zamierza inwestować w obligacje. W ten sposób chce pobudzić inwestycje (dlaczego, to już temat na oddzielny wpis), ale tym samym również osłabić euro, aby poprawić konkurencyjność. To samo robi Japonia, z marnym skutkiem. Zapytacie pewnie dlaczego frank jest taki mocny skoro stopy procentowe w Szwajcarii są nawet ujemne? Ano dlatego, że Szwajcaria uważana jest za bezpieczną przystań, rozwinięcie tego tematu pozostawię sobie na jakiś inny wpis.

Jednym słowem nie jest niczym nadzwyczajnym, że większość inwestorów woli mieć w portfelu mocną walutę, niż taką która narażona jest na perturbacje. Zarządzający funduszami wolą inwestować tam gdzie są zyski (czyli np. w USA) niż w Polsce, gdzie perspektywy nie są najlepsze, obligacje płacą marnie, bo mamy niskie stopy procentowe, a na całym biznesie można jeszcze stracić, bo jak złotówka osłabnie względem USD o 2-3%, to z zysk z obligacji jest zerowy. Kursami walut steruje popyt i podaż, to klasyka ekonomii i nie ma co do tego dorabiać wielkich teorii jak do całej afery z frankiem.

To co warto by było jednak zrobić, to uczyć tego w szkołach. Każdy powinien znać jedyną dobrą odpowiedź na pytanie: "W jakiej walucie najlepiej wziąć kredyt?", którą jest "w tej, w której ZARABIASZ", a najlepiej nie brać go wcale. Inaczej narażasz się na ryzyko i oczywiście możesz to zrobić, takie jest twoje prawo, ale każdy powinien zdawać sobie z tego sprawę i ponosić konsekwencje. Nas za to w szkole na lekcjach przedsiębiorczości uczyli wypełniać jakieś druki potrzebne przy zakładaniu firmy...

Lekcja frankowców będzie dobrą i bolesną dla wielu nauczką, bo jak zwykle, Polak jest mądry po szkodzie. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej przez kilkanaście następnych lat wszyscy będą o tym pamiętać, szczególnie w chwili gdy będą chcieli brać kredyty w obcej walucie. Tak samo powinno do dołożyć nieco argumentów zwolennikom wprowadzenia w Polsce euro, bo o ile nie uwolniłoby to nas od problemów z frankiem, o tyle gwarantuje, że w przyszłości nie powtórzy się podobna sytuacja związana np. z nagłym umocnieniem europejskiej waluty, które byłoby dla nas bardzo bolesne.

Epilog: Kryzys franka zażegnany, jest uczciwe rozwiązanie
Udostępnij

RO

  • Image
  • Image
  • Image
  • Image
  • Image
    Komentarze
    Komentarze na Facebooku