Wreszcie płatność telefonem na jaką czekałem

O płatnościach telefonem pisałem na blogu już kilka razy, mogę chyba nazywać siebie technologicznym geekiem, bo uwielbiam nowe technologie, a te związane z płatnościami mobilnymi są mi szczególnie bliskie. Prób implementacji mieliśmy kilka na przestrzeni ostatnich lat, ale wiele wskazuje na to, że dopiero teraz czeka nas na tym polu mała rewolucja, która do kilku banków w Polsce już trafiła.

Płatności telefonami były możliwe od czasu pojawienia się technologi NFC w smartfonach, najpierw tzw. bezpieczny element był częścią karty SIM, co wiązało się z tym, że aby płacić telefonem konieczne było podpisaniem umowy z konkretnym bankiem i konkretnym operatorem komórkowym, to nie mogło się udać. Później była niezła próba Biedronki w postaci aplikacji iKasa, technologia ta cały czas funkcjonuje, ale po wprowadzeniu w sieci sklepów terminali kartowych, została praktycznie zmarginalizowana.

Dzisiaj karierę robi HCE, technologia o której szerzej pisałem jeszcze pod koniec 2014 roku. Pierwszy wprowadził ją bank Pekao, ale była nieco kulawa bo wymagała ciągłego połączenia z siecią internet, bez tego płatność nie była możliwa. W drugiej połowie zeszłego roku płatności HCE wprowadził bank BZ WBK oraz Getin Bank, a 2 tygodnie temu do tego grona dołączył PKO BP.

Z pierwszymi dwoma bankami nie mam za wiele wspólnego, ale jak tylko HCE pojawiło się w Getin Banku, to postanowiłem tę funkcję przetestować, niestety bez powodzenia. Nie udało się aktywować aplikacji z powodu jakiegoś problemu z konfiguracją telefonu i do dzisiaj mam tylko wirtualną kartę NFC w systemie banku, a możliwości płatności nie ma.

Teraz gdy usprawnioną technologię HCE (płacić można nawet bez połączenia z internetem, a także bez pinu dla transakcji o wartości poniżej 50 PLN, podobnie jak zwykła kartą płatniczą) pokazało PKO BP, to też długo nie czekałem i już drugiego dnia dostępności usługi aktywowałem sobie płatności mobilne w aplikacji IKO.

Jeśli chcecie korzystać z aplikacji IKO i płatności NFC, to teraz możecie założyć Konot za Zero, które jest darmowe pod warunkiem wykonania płatności kartą na kwotę 300 PLN w miesiącu. Robiąc to z powyższego linku wynagradzacie autora bloga.

Tak wiem, bieda aż piszczy ;-)

To co trzeba przyznać PKO BP, pomimo tego, że jest bardzo konserwatywny z niskim oprocentowaniem lokat, wysokimi opłatami i ogromną rzeszą klientów, to bardzo dobrze radzi sobie z adaptacją nowinek technologicznych. Aplikacja IKO rozwijana od kilku lat ewoluuje w bardzo dobrym kierunku, a przy tym jest intuicyjna. Uruchomienie usługi płatności mobilnych w telefonie wyposażonym w NFC trwa maksymalnie 5 minut, wystarczy, że posiadamy w banku jakąkolwiek kartę płatniczą VISA. PKO BP zamiast tworzyć wirtualną kartę, podpiął płatności NFC do zwykłego "plastiku" co ma swoje zalety np. pozwala "nabijać" konieczny limit płatności na jednej karcie.



W tej chwili aplikacja IKO współpracuje tylko z kartami VISA, ale w przyszłości powinny pojawić się też karty MasterCarda. Co ciekawe, na wyciągu z terminala płatniczego nr karty jest nieco inny gdy płacimy telefonem, ale w systemie banku, transakcje telefonem czy kartą są nie do odróżnienia.

To co jest najlepsze, to fakt że praktycznie nie musimy nic robić, telefon wystarczy przyłożyć do czytnika kart, nie trzeba uruchamiać aplikacji IKO, wpisywać PINu czy uruchamiać internetu. Płatność trwa tyle co płatność zbliżeniowa kartą. Jeśli o mnie chodzi, to jest to na co cały czas czekałem i wygląda na to, że wreszcie w 2016 roku, 4 lata po uruchomieniu pierwszych płatności mobilnych w technologii SIM, się tego doczekałem.

Niestety (zawsze jest jakieś ale), w przyszłości może pojawić się jeden mały problem, system Android (póki co tylko ten system obsługuje płatności HCE i to dopiero od wersji 4.4) wybiera sobie domyślną aplikację do płatności HCE, więc jak za kilka tygodni do swoich aplikacji mobilnych płatności HCE dodadzą takie banki jak Millenium, Alior czy mBank, dla niektórych z nas może się to okazać kłopotliwe. Niestety nie ma jeszcze sposobu na szybkie przełączanie i wybieranie, którą kartą chcemy zapłacić. Domyślam się, że dla większości z was nie będzie to problemem, bo mało kto kolekcjonuje konta w bankach, ale potencjalnie jest to kolejny problem do rozwiązania.

Jakby jednak nie patrzeć, Amerykanie mogą cieszyć się swoim Apple Pay, podczas gdy my w Polsce mamy jako jedni z pierwszych na świecie wsparcie dla HCE, które pozwala płacić telefonem w ponad 80% punktów handlowych w Polsce wyposażonych w terminale płatnicze (niemal wszystkie, które obsługują płatności bezstykowe). Mi ten kierunek bardzo się podoba, a z płatności HCE zamierzam często korzystać. Teraz sytuacje gdy zapomnieliście portfela i musieliście zostawić cały koszyk zakupów w sklepie będą zdarzać się jeszcze rzadziej, bo chyba nikt z nas nie zapomina telefonu, a HCE w niedalekiej przyszłości wdroży jeszcze kilka dużych banków.

Ile wynosi sprawiedliwy kurs franka?

Niemal dokładnie rok temu, 15 stycznia 2015 roku, SNB, czyli narodowy bank Szwajcarii ogłosił, że przestaje osłabiać własną walutę i nie będzie więcej bronił kursu wymiany w stosunku do Euro, który wynosił około 1,2 CHF za 1 euro. Czym to się skończyło chyba wszyscy pamiętają, sam popełniłem w tym czasie 3 wpisy na ten temat, z perspektywy czasu patrząc dosyć emocjonalne i pewnie niepotrzebnie podsycone oburzeniem. Najsmutniejszy jest jednak fakt, że z opisywanych wtedy propozycji rozwiązania kryzysu franka, do dzisiaj żadna nie została zrealizowana...

Frank co prawda nadal jest bardzo daleko od poziomu ponad 5 PLN, w którym oscylował przez kilka godzin jeszcze rok temu, ale nie da się zaprzeczyć temu, że przez ostatnie 12 miesięcy złotówka nie ma najlepszej passy i kursy obcych walut rosną. Nie pomaga temu rozrzutna polityka i gry wojenne prowadzone przez agencje ratingowe, więc wiele wskazuje na to, że problem frankowiczów może wkrótce znowu stać się bardzo palący.


Na ratunek śpieszy jednak nasz Prezydent, który wreszcie w zeszły piątek wypuścił projekt ustawy mający pozwolić na rozwiązanie swoistego impasu. Po drodze propozycji było dużo, ale żadna nie była w takiej formie jak ta aktualna, która moim skromnym zdaniem jest dosyć skomplikowana dla przeciętnego obywatela. W mediach karierę robi przekaz o sprawiedliwym kursie franka, problem tylko w tym, że nikt go nie podaje, bo jak się okazuje, każdy posiadacz kredytu frankowego będzie go musiał sobie wyliczyć sam. Jak to zrobić?


Jak policzyć kurs sprawiedliwy?


Należy użyć formularza przygotowanego przez Kancelarię Prezydenta, wpisujemy tam 5 wartości, na podstawie których magiczna formuła podaje nam kurs sprawiedliwy. Na jakiej podstawie jest on wyliczany to jeszcze opisze poniżej, najpierw zajmijmy się jednak samym wyliczeniem, bo pewnie wielu czytelników jest tym bardzo zainteresowanych. Formularz możecie pobrać np. tutaj, wypełniacie samodzielnie tylko zielone pola, czyli marżę swojego kredytu, jego wielkość początkową, liczbę rat oraz rok i miesiąc, w którym kredyt został uruchomiony. Na tej podstawie w niebieskich polach pojawi się wam ten mityczny "kurs sprawiedliwy" oraz warunki, na jakich będziecie spłacali w banku resztę swojego zobowiązania, już w złotówkach.

I teraz najciekawsze, biorąc pod uwagę taki sam kredyt, na 300 000 PLN, na 25 lat z marżą 1%, ale wzięty w sierpniu 2008 lub w sierpniu 2010 roku, w pierwszym przypadku kurs sprawiedliwy wyniesie 2,38 PLN, a w drugim już 3,75 PLN (!!!). To jeszcze nic, ten kto wziął taki sam kredyt w sierpniu 2008 roku ale tylko na 15 lat, będzie miał kurs sprawiedliwy na poziomie 1,81 PLN, ale tutaj mamy swoisty bezpiecznik, który nie pozwala aby kurs sprawiedliwy był niższy od kursu zaciągnięcia zobowiązania. Zachęcam aby samemu się trochę tym arkuszem pobawić i posprawdzać różne scenariusze.

Jaka jest zatem metodologia? Otóż projekt prezydenta przewiduje zrównanie kosztów kredytu walutowego z takim samym kredytem złotowym. Czyli mając założone 300 000 PLN na 25 lat z marżą 1%, wyliczamy ile klient zapłaciłby rat gdyby wziął kredy w złotówkach, później porównujemy to z tym co zapłacił już w frankach i różnicę doliczamy (zazwyczaj będzie to kwota dodatnia) do teoretycznego zadłużenia w złotówkach i dzielimy tę kwotę przez pozostałą wartość kredytu w frankach szwajcarskich. W ten sposób uzyskujemy tzw. kurs sprawiedliwy. Od momentu przeliczenia, klienci spłacają kredyt złotówkowy z takimi samymi parametrami, czyli marżą i czasem kredytowania.

To jeszcze nie wszystko, prezydencka ustawa daje możliwość ubiegania się o zwrot zapłaconych spreadów walutowych, czyli jeśli bank naliczał wam między styczniem 2000 roku, a sierpniem 2011 roku spread wyższy niż kurs średni NBP przy płatności rat w PLN, to teraz odda wam różnice, odejmując ją od kwoty zadłużenia w PLN już po przeliczeniu, a jeśli będzie to kwota większa niż dług, to bank będzie zobowiązany oddać gotówkę. Od sierpnia 2011 banki zobowiązane są do przyjmowania płatności w walucie kredytu na wniosek klienta, stąd też to ograniczenie czasowe. Biorąc pod uwagę, że rekordziści tacy jak Getin czy Millenium mieli spread na poziomie 7, 8 czy nawet 10%, to niektórzy zyskają całkiem sporo.

Więcej szczegółów na temat samego projektu znajdziecie np. tutaj.

Komentarz


Z jednej strony projekt prezydenta wydaje się uczciwy, frankowicze nic nie zyskają w stosunku do osób, które wzięły kredyt w złotówkach i nie można rościć sobie o to specjalnie pretensji. Z drugiej jednak strony, całkowicie zdjęto z tych ludzi ryzyko, które mniej lub bardziej świadomie podjęli sami i z którym powinni się liczyć. Jeśli taka ustawa miałaby wejść w życie, to powinna zawierać jeszcze paragraf, w którym zabrania się w Polsce udzielania kredytów walutowych, bo nikt mnie przecież nie zapewni, że taka sytuacja nigdy się w przyszłości nie powtórzy. Ba może podobną ofertę powinni dostać też Ci, którzy wzięli kredyt w Euro albo USD? O nich się nie mówi, bo takich osób jest znacznie mniej.

Druga strona medalu to nasz sektor bankowy. Rozumiem oczywiście, że sympatycy partii rządzącej najchętniej "banksterów" widzieliby na kolanach, cieszą się jak to bankom się dostanie za swoje za sprawą nowego podatku, a w dalszej perspektywie i za frankowiczów. Ale czy ktoś zadaje się sobie pytanie, czy te 30 czy nawet 50 mld PLN, które ma podobno kosztować projekt prezydenta, nie wpłynie na stabilność sektora? Czy w sytuacji gdy upadają SKOKi włączone w ostatniej chwili do BFG oraz SK Bank, gdy BFG jest nadwyrężony, czy któryś z najbardziej zagrożonych banków nie pęknie? Nie chce wskazywać palcami na kandydatów, ale osobiście zaczynam mieć pewne obawy co do lokowania środków w kilku instytucjach finansowych, które dają najlepszy procent, bo na gwałt potrzebują gotówki.

O tym, że ostatecznie za te wszystkie rzeczy i tak zapłacą klienci banków w wyższych opłatach już nawet nie będę się rozwodził, bo każdy kto śledzi taryfy opłat i prowizji w swoim banku już to dawno dostrzegł. Rosnące marże w warunkach niskiego WIBORU nie są jeszcze tak dotkliwe, ale nie zazdroszczę tym, którzy swoje własne M będą w najbliższym czasie kupować na kredyt, a wraz z nimi dostanie się pewnie i deweloperom, chociaż po nich też pewnie nikt nie będzie płakał, takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Problem tylko w tym, że to zalążek potencjalnie dużego kryzysu, którego ryzyko realizacji powinno się minimalizować, a nie zwiększać.

Podsumowanie miesiąca i roku - grudzień 2015

Zaraz będzie połowa stycznia, więc najwyższa pora aby podsumować grudzień i cały zeszły rok dla blogowego portfela. Grudzień był istną karuzelą na GPW, zaczęło się od kontynuacji listopadowych spadków, później nastąpiło krótki odreagowanie, ale jak się skończyło to wszyscy już pewnie dobrze wiecie. WIG20 był wczoraj na najniższym poziomie od 2009 roku i szczerze powiedziawszy próżno szukać pozytywnych sygnałów.

Na dobre zacięła się chińska maszynka, która w każdej chwili może się zatrzymać na dobre, choć z pewnością tamtejsze władze tak szybko się nie poddadzą. Taniejąca ropa, która jest już wyraźnie niżej niż w ekstremum kryzysu finansowego w 2008 roku rujnuje producentów tego surowca, choć o tym nie mówi się jeszcze głośno w mediach. Nie chodzi tu też tylko o całe Państwa takie jak Rosja czy Wenezuela, ale także o prywatne firmy wydobywcze, między innymi w USA, które zajmują się produkcją surowca z łupków, a dla których obecne ceny nie pokrywają kosztów wydobycia.

Sytuacji nie poprawia aktualnie rządząca partia, podatek bankowy, podatek od sklepów wielkopowierzchniowych, który według ostatnich doniesień ma objąć również sklepy internetowe, ale tylko te zarejestrowane w Polsce (aż żal to komentować jak wspierany jest polski handel) i kolejne obciążenia, które ciążą kursom spółek energetycznych za sprawą spodziewanej "zrzutki" na ratowanie kopalń. W takich warunkach trudno myśleć o inwestowaniu na giełdzie, a raczej bardziej o ochronie kapitału.

Jeśli zaś chodzi o blogowy portfel, rok temu jego wartość była wyraźnie wyższa niż dzisiaj. Składa się na to jednak w głównej mierze saldo wpłat i wypłat, w 2015 roku wypłaciłem z portfela 5000 PLN wolnych środków, a przez 12 miesięcy wpłaciłem nieco ponad 3950 PLN. Różnica to 1050 PLN, a różnica w wartości portfela to 1600 PLN. Generalnie wszystko się zgadza, bo przez 12 miesięcy zapłaciłem też 614 PLN opłat.

Grudzień 2014
W tym roku będzie pewnie podobnie i niedługo wypłacę część środków z rachunku, bo trzymanie ich w Skandi nie ma większego sensu. Jeśli zaś chodzi o sam portfel, to od początku stycznia dokonuje w nim małych korekt, całkowicie pozbyłem się już HSBC1 (Chiny), który nie ma przed sobą świetlanej przyszłości i nawet dołująca złotówka za wiele tutaj nie pomaga (fundusz denominowany jest w USD). Podobnież zamierzam zredukować zaangażowanie w HSBC2, czyli małych spółkach z europejskich parkietów, a w dalszej kolejności na naszym parkiecie (z naciskiem na MiSie). QUE2 to hazardowa zagrywka za niewielką kwotę, choć nie wykluczam, że za jakiś czas WIG20 po takich spadkach może być całkiem atrakcyjnym celem inwestycyjnym, ale do tego potrzebny jest jakiś sygnał kupna i wyczerpanie się złych wiadomości.

Grudzień 2015
Styczniowa wpłata w całości zasiliła konto fundusz ML5, złoto zaczyna wyglądać coraz ciekawiej i być może w przyszłości też część portfela powędruje do tego funduszu, na pewno dowiecie się o tym z bloga, który pomimo, że nie jest zbyt często aktualizowany, to jednak nadal będzie działał i nie zamierzam go definitywnie porzucać. Postanowień noworocznych nie robię, ale postaram się w tym roku napisać nieco więcej niż w poprzednim, bo tematów nie brakuje, ale czasu na ich opisanie to już owszem.

Mam nadzieje, że dla waszych finansów rok 2015 znacznie lepszy i możecie pochwalić się dużymi plusami, do czego serdecznie zachęcam w komentarzach.